Do parku przyjechałem po 11. Zrobiłem mały zwiad trasy, po czym udałem się na start. Ruszyliśmy o 12:45. 118 osób w kategorii MEGA. Z początku trochę się przytykało z powodu wąskich ścieżek i tłoku, w dalszej części było już lepiej. Trasa wiodła ścieżkami parku, asfalt był ograniczony do minimum. Obfitowała w podjazdy i strome zjazdy, prowadziła przez miejsce do 4crosu i miejscówkę gdzie można poskakać na rowerze. W wielu miejscach trasa była tak mokra, że wymagało to prowadzenia roweru. Pierwsze okrążenia szło gładko, aż do ostatniego podjazdu, kiedy to na zakręcie wpadłem w poślizg na asfalcie i przetarłem lewą łydkę, pośladek i łokieć. Pierwsze okrążenia zrobiłem w 54 minuty. Potem było już coraz gorzej. Od połowy pierwszego okrążenia zaczął padać deszcz i zrobiło się jeszcze większe błoto. Do tego po około 3 km 2 rundy znów miałem wywrotkę. Przeszlifowałem ten sam bok, który już i tak mnie bolał. Od tego momentu jechałem ostrożniej, przez co dłużej. I dojechałem szczęśliwie do mety. Mokry, zmarznięty, cały w błocie, ale szczęśliwy :) Występ uważam za udany. Zmieściłem się w 2 godzinach i nie byłem ostatni. Przyjechałem 83 na 118 w kategorii Open i 31 na 39 w swojej kategorii wiekowej M2. Cel został osiągnięty, ale zostaje pewien niedosyt że można było to zrobić szybciej :), za rok spróbuje znów.
P.S. Rower nadaje się tylko do serwisu. Nawet myjka ciśnieniowa nie pomoże, wszystko trzeba rozkręcić i umyć osobno.
Jaka jest masa każdy wie kto kiedykolwiek był, a kto nie był to polecam. Jest to bodaj jedyna możliwa okazja do wolnej jazdy ulicami centrum miasta. Bujaliśmy się średnią prędkością 10 km\h wszystkimi 3 pasami ruchu, wiec na pewno niejedna kurwa na nas leciała w samochodach, ale kto podskoczy takiej mafii. Było nas sporo, koło setki.
Mapka trasy. Cała nasza banda. Wyjeżdżamy z rynku. Katowickie rondo pod Spodkiem. Ja z bliska :)
Kolejny wypad do WPKiW w celu poznawania ciekawych ścieżek terenowych. Wszędzie pełno błota i widać że była powódź. Na szczęście błoto nam nie straszne :D
Po wczorajszym gwałcie asfaltu i pod presją innych -kundello21- dziś przyszła pora na trochę terenu. Już od dłuższego czasu nachodziła mnie chęć pojeżdżenia po błocie, a że wczoraj padało to warunki były wyśmienite. Pojechałem standardowo do Parku Kultury i tam trasą Silesia MTB Cup zrobiłem jedno okrążenie - 17 km. Ale zanim dojechałem do parku już byłem cały upaćkany błotem, bo wybrałem okrężną drogę polami. W drodze powrotnej zahaczyłem o myjkę ciśnieniową żeby doprowadzić rower do stanu normalnego. Strasznie nie lubię jak mi się błoto kruszy i spada na twarz jak śpię.
Z racji tego, że ogarniała mnie coraz większa nuda, a słoneczko ładnie świeciło postanowiłem pojeździć na rowerze. Nie chciało mi się nigdzie dalej jechać, więc wybrałem się do Parku Kultury. Machnąłem 10 okrążeń i wróciłem do domu. Przez cały czas nic nie widziałem, tylko asfalt przed sobą. Totalny gwałt kilometrów. Liczba spotkanych rowerzystów: bardzo dużo.
Jako że niedziela obudziła nas promieniami słońca, stwierdziliśmy, że nastała pora na Kazimierz Dolny. Podroż wzdłuż Wisły wydawała się najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza że województwo lubelskie zadbało o takie rozrywki i nie musieliśmy bić się o miejsce na szosie z samochodami. Najpierw trzeba było dostać się do Puław. Tam po przejechaniu przez most (który mnie zachwycił) skierowaliśmy swoje koła na ścieżkę rowerową, która rozwijała się pod samym walem. Po prawo wał, po lewo działki. Spokój, cisza, i uprawa chmielu no i oczywiście doborowe towarzystwo (Dorotka :*). Zdziwił nas trochę fakt, że wszyscy jechali w przeciwnym kierunku, ale nas to nie zniechęciło. Niestety ścieżka rowerowa nie doprowadziła nas do samego Kazimierza i musieliśmy wyruszyć na podbój szos. Na szczęście walka okazała się dla nas wygrana mimo deszczu, tym bardziej, że pod samym Kazimierzem zobaczyliśmy dłuuugi korek, który dla nas nic nie znaczył. Mijając znudzonych kierowców poruszających się z prędkością żółwia dostaliśmy się na sam rynek, gdzie niestety przybyli chyba wszyscy, którzy słyszeli o tym miejscu. Nie chce mi się opisywać trasy więc zamieszczam mapkę :P
Mapka trasy. Most w Puławach, którym się tak zachwyciłem :) Gdzieś na ścieżce rowerowej. Kazimierz Dolny z lotu ptaka. Widok na ruiny zamku w Kazimierzu. Szerokie zakole Wisły. Piraci są wszędzie: pieniądze albo życie!!!! :D
W weekend majowy udałem się do Dorotki wraz z moją Merry. Tam, ta cudowna dziewczyna, postanowiła zorganizować mi wycieczkę rowerową żebym się za bardzo nie nudził. Pierwszy dzień był dniem przyzwyczajenia tyłka do roweru. Okrężną drogą udaliśmy się do siedziby szanownego pana Jana, a mianowicie do Czarnolasu (dla niewtajemniczonych mała podpowiedź: chodzi o Jana Kochanowskiego :D) Trasa przebiegała następująco: Regów Nowy- Zdunków- Sarnów- Kociołek- Zawada- Gródek- Czarnolas- Wygoda- Chechły- Zwola- Zdunków- Gniewoszów- Regów Nowy. Pogoda kiepska: zimno, na szczęście bez deszczu. Widoki iście wiejskie: pola, lasy, krówka to tu to tam. Poniżej kilka fotek.
Mapka trasy. Ja, a w tle piękny wiejski krajobraz. Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie z bliska. I z daleka. Oto i on: Jan w całej okazałości :P W tym miejscu rosła Lipa, natchnienie poety.
Jeżdżę bo lubię, lubię wiec jeżdżę i tak w kółko :)
V-max- 76 km/h
TRP max - 150 km
Najwyższy punkt: Polica 1369 m.n.p.m.
Największe osiągnięcie: dojechanie na metę megamaratonu górskiego - Transcarpatia 2009